Największy mit beauty: viral zaczyna się od trendu

Jednym z najbardziej kosztownych błędów, jakie dziś popełniają marki beauty, jest przekonanie, że viral rodzi się na TikToku. Że wystarczy złapać trend, dobrać format, dorzucić influencera i „jakoś to poleci”. Tymczasem rzeczywistość 2025/26 jest bezlitosna: żaden trend i żaden algorytm nie uratują produktu, który nie działa.

Viral nie zaczyna się w social mediach. Zaczyna się w produkcie. A dokładniej: w tym, czy produkt realnie odpowiada na potrzebę, frustrację albo pragnienie konsumentki.

To dlatego jedne kosmetyki wystrzeliwują organicznie, a inne – mimo budżetów, kampanii i „dobrych formatów” – znikają bez echa.

Social media przyspieszają… ale nie tworzą wartości

TikTok i Instagram są dziś katalizatorami. Przyspieszają dystrybucję emocji, opinii i doświadczeń. Ale nie tworzą ich z niczego.

Badania McKinsey pokazują, że ponad 70% nowych produktów FMCG, które nie osiągają skali w pierwszych 18 miesiącach, upada nie z powodu braku komunikacji, ale dlatego, że nie rozwiązywały realnego problemu konsumenta. Marketing może dać widoczność. Nie da sensu.

W beauty ten mechanizm jest jeszcze bardziej widoczny, bo to kategoria:
– silnie oparta na doświadczeniu,
– ekstremalnie wrażliwa na opinie innych,
– błyskawicznie weryfikowana przez społeczność.

Jeśli produkt nie dowozi efektu, sensoryki albo obietnicy, komentarze zrobią swoje szybciej niż jakikolwiek media plan.

Konsumentka 2025/26: świadoma, szybka i bezlitosna

Zmieniła się też sama odbiorczyni. Dzisiejsza konsumentka beauty:
– zna składy na poziomie funkcjonalnym,
– porównuje produkty w czasie rzeczywistym,
– ufa społeczności bardziej niż reklamie,
– nie ma cierpliwości do „ładnych, ale pustych” nowości.

Według danych Nielsen, rekomendacje innych użytkowniczek mają dziś większy wpływ na decyzje zakupowe w beauty niż jakikolwiek format reklamowy. A to oznacza jedno: prawda o produkcie i tak wyjdzie na jaw.

Dlatego marki, które projektują kosmetyki pod trend, a nie pod potrzebę, skazują się na krótkie, kosztowne piki zainteresowania zamiast realnego wzrostu.

Viral rodzi się z odpowiedzi, nie z mody

Najczęściej powtarzający się schemat viralowych produktów beauty wygląda tak:
– ktoś mówi „w końcu coś, czego mi brakowało”,
– ktoś inny dopowiada „myślałam, że tylko ja mam ten problem”,
– a algorytm tylko robi swoje.

To nie jest magia. To klasyczny mechanizm opisany przez Clayton Christensen jako jobs to be done. Ludzie nie kupują produktu. Kupują rozwiązanie konkretnego zadania, potrzeby albo napięcia.

Jeśli kosmetyk:
– realnie poprawia komfort,
– upraszcza rutynę,
– rozwiązuje „mały, ale irytujący” problem,
– albo daje efekt, którego wcześniej brakowało,

to social media stają się naturalnym nośnikiem, a nie sztuczną dźwignią.

Dlaczego najszybciej rosną marki z dobrym NPD

W 2025/26 widać bardzo wyraźnie, że najszybciej rosną marki, które mają proces NPD oparty na danych, rozmowach i testach, a nie na przeczuciach działu marketingu.

Według raportu Deloitte, firmy, które angażują konsumentów już na etapie koncepcji produktu, osiągają wyższy wskaźnik sukcesu nowych wdrożeń niż te, które pracują wyłącznie wewnętrznie. Różnica sięga nawet kilkudziesięciu procent.

To nie jest kwestia kreatywności. To kwestia metody.

Jak wygląda NPD, które realnie sprzedaje

W Meet Strategy prowadzimy marki beauty od pierwszej iskry pomysłu aż po półkę. I ten proces nigdy nie zaczyna się od trendu z TikToka.

Zaczyna się od fundamentów:
– analizujemy dane i raporty z całej branży beauty, nie tylko z Polski,
– obserwujemy, co dzieje się globalnie, ale filtrujemy to przez lokalne potrzeby,
– czytamy komentarze, DM-y i recenzje jak dane jakościowe,
– pytamy społeczność, czego naprawdę jej brakuje, a co jest już „za bardzo”,
– testujemy insighty, zanim staną się kosztownymi decyzjami produkcyjnymi.

Dopiero potem powstaje produkt. Składniki, funkcje, tekstury, zapach. Opakowanie, które nie tylko wygląda, ale też działa w codziennym użyciu. I wreszcie storytelling, który nie wymyśla problemu, tylko go nazywa.

Sensoryka i funkcja: dwie rzeczy, których nie da się oszukać

Laboratorium może opisać lepkość, wchłanianie czy stabilność formuły. Ale to konsumentka nadaje temu znaczenie. To ona decyduje, czy produkt jest „przyjemny”, „męczący”, „w końcu taki, jak trzeba”.

Jak pokazują badania neuromarketingowe opisywane przez Martin Lindstrom, doświadczenie sensoryczne ma bezpośredni wpływ na zapamiętywanie marki i skłonność do polecania. A polecenia są dziś paliwem virali.

Jeśli produkt:
– dobrze się nagrywa,
– dobrze się tłumaczy innym,
– i dobrze się używa na co dzień,

to viral przestaje być celem. Staje się skutkiem.

Social media działają na Twoją korzyść… albo przeciwko Tobie

To brutalna prawda współczesnego beauty. Social media nie są neutralne. One wzmacniają to, co już jest.

Dobry produkt:
– dostaje organiczne UGC,
– żyje w komentarzach,
– wraca w rekomendacjach.

Słaby produkt:
– zostaje obnażony,
– staje się przestrogą,
– znika szybciej, niż się pojawił.

I nie ma formatu, który to odwróci.

Wniosek, którego branża długo unikała

Największym błędem marek beauty nie jest brak virala. Jest projektowanie pod virala zamiast pod potrzebę.

Viral powstaje wtedy, gdy produkt staje się odpowiedzią, a nie modą. Gdy ktoś mówi „to dokładnie to”, a nie „kolejna nowość”. I wtedy – bez sztucznego pchania – całe social media zaczynają pracować na rzecz marki.

W Meet Strategy wierzymy w ten model, bo widzimy go w praktyce. Produkty, które są dobrze zaprojektowane, nie potrzebują ratunku w trendach. One same stają się powodem, dla którego trend się pojawia.

I to jest jedyna droga do wzrostu, który trwa dłużej niż jeden viral.

Visited 17 625 times, 1 visit(s) today